W latach osiemdziesiątych kupiłem sobie japoński aparat fotograficzny Yashica. Jak na tamte lata było to pewnego rodzaju ekskluzyw. Robiłem nim ogromna ilość zdjęć, wtedy bardzo popularnych małoobrazkowych i kolorowych. Mam do dzisiaj wiele pamiątek utrwalonych właśnie nim. Dziś w dobie aparatów cyfrowych jest nieużywany przeze mnie. Ale podkusiło mnie, aby wrócić może do niego. Zrobiłem jeden film zdjęć przy okazji moich wypadów fotograficznych. Chciałem zobaczyć jak on dzisiaj robi zdjęcia. Udało mi się przerobić negatyw i odbitki u fotografa na cyfrowo i oto przykładowe moje zdjęcia zrobione właśnie owym aparatem Yashica. Na pewno jest to teraz trochę nieopłacalne, bo za każde wywołanie negatywu i przeróbkę trzeba dodatkowo zapłacić, ale niemniej dziś moja prezentacja tego co udało mi się zrobić aparatem analogowym.
czwartek, 31 października 2019
wtorek, 29 października 2019
Świt we mgle
Poranek we mgle nad wodą i to w ładną słoneczną pogodę, robi często niesamowite wrażenie. Dzisiejsza prezentacja takiego właśnie porannego przywitania dnia we mgle jest z Kryspinowa, niedaleko Krakowa. Słońce zaskakiwało swoją przepiękną i tajemniczą aurą. Nad jeziorem spotkałem jeszcze o zmroku kilku wędkarzy i byli zdziwieni, że ja nie przyszedłem na łowy rybek, tylko fotografowałem to co właśnie ujrzałem o świecie nad jeziorem.
poniedziałek, 28 października 2019
SAMOWAR
Dziś prezentacja samowaru i
rytuału parzenia herbaty w XIX wieku. W dawnych czasach nie było
elektryczności, a jeśli tak to dopiero raczkowała. Aby napić się gorących
napojów takich jak, herbata czy kawa należało w salonie zagotować wodę w
samowarze. Tym zajmował się dziadek rodziny. Rozpalenie ognia pod samowarem nie
było takie łatwe. Należało mieć do tego odpowiednie drewno, takie które łatwo
się dało rozpalić, a zarazem żeby szybko nie straciło żaru i ciepła tak
potrzebnego do utrzymania ognia w samowarze. Kiedy ogień na tyle się już
trzymał paleniska, dokładano węgiel drzewny, który był nośnikiem energii na dłużej. Najważniejszą rzeczą było zassanie powietrza
do paleniska samowaru. Do tego służył
specjalny mieszek, taka dmuchawka, która podawała powietrze do środka. Była ona
zakończona wąsko, więc dmuch powietrz był intensywny. Kiedy to nie pomagało,
brano zwykły kalosz gumowy i zakładano na komin i ruszając cholewą zasysano
powietrze do środka. Może to wyglądało śmiesznie, ale nie było wyjścia, kiedy
chciano koniecznie się napić czegoś ciepłego. Kiedy ogień tlił się już
spokojnie, wnuczek takim mieszkiem podtrzymywał ogień w samowarze, a babcia
parzyła herbatę czy kawę w czajniczku na galeryjce samowaru u góry. Nie była to
łatwa sprawa. Czajniczek musiał być odpowiednio rozgrzany, aby napar był jak
najbardziej intensywny. Jak raz rozpalono ogień w ciągu dnia w samowarze, to
podtrzymywano go stale, aby zawsze była gotowa woda do picia, dla gości czy dla
domowników. Poniżej foto takiego samowaru dla uzmysłowienia jak to dawniej
wyglądało z tym parzeniem herbaty:
Kompletny samowar |
Czajniczek na galeryjce z esencją herbaty |
Na tacy filiżanka do nalania gorącej wody |
Na galeryjce przykrywka przygaszająca żar ognia |
Pod kranikiem okapnik na cieknącą wodę |
I tak drodzy Państwo,
doczekaliśmy się wreszcie herbaty, trwało to trochę długo, ale za to, jaka
smaczna. 😀
sobota, 26 października 2019
Wrześniowe obrazki
Zapraszam dziś na wrześniowe reminiscencje po moich okolicach, do Sidziny i pobliskich łąk. Były to początki jesieni, gdy wrzesień przeplatał jeszcze trochę lata.
środa, 23 października 2019
Kiedy wstaje dzień
Przywitanie dnia we mgle 13.09.2019 z krakowskich Błoń. Mała prezentacja etapów wschodu słońca i ciekawie zmieniających się kolorów nieba, chmur i mgły.
niedziela, 20 października 2019
Widoki na moje miasto
Kraków od strony wschodniej, czyli od Nowej Huty ma bardzo ładne tereny. Spłaszczona powierzchnia ciągnie się bardzo daleko. Jest równa i w dobrą pogodę można napawać się daleką perspektywą. Dziś moja prezentacja na moje miasto i okolice właśnie z tamtego rejonu.
czwartek, 17 października 2019
Dwór w Wadowie
Dziś kolejna moja prezentacja dworu w okolicach miasta Krakowa - Nowej Huty. Dwór w Wadowie należący do granic miasta, w dobie obecnej prezentuje się jako bardzo schyłkowy. Choć są plany jego naprawy, ale wiąże się to z ogromnymi nakładami finansowymi. Sam dwór jest w stylu willi włoskiej z XIX w. projektu Antoniego Łuszkiewicza, a wybudował go jego właściciel Józef Badeni, dodając park z zadrzewieniem. Po czasach socjalistycznej Polski, gdzie była szkoła i przedszkole, teraz spadkobierczyni czeka na odzyskanie majątku. Dwór w Wadowie to typowy przykład jak miniona epoka doprowadzała takie majątki do upadku. Miejmy nadzieję, że piękne plany jego odbudowy doprowadzą do powrotu jego świetności.
wtorek, 15 października 2019
Odnaleziony skarb
Dziś chciałem zaprezentować swoją książkę, którą napisałem w 2018 roku. Jest to rodzaj małej powieści, niemal większego opowiadania. Powieść z morałem dla młodego pokolenia, ale może być także dla dorosłych, a może właśnie dla nich. Dziś tak trudno znaleźć przyjaciela, bratnią duszę, że pomyślałem, że taka opowieść może pobudzić do refleksji na tym, czym jest przyjaźń, miłość, serdeczność, pomoc, uczynność i budowanie dobrych relacji z innymi ludźmi mimo wszystko, że nas spotyka agresja, nieżyczliwość czy pogarda i wyzysk jednego przez drugiego. Czasami zaczynam wątpić czy są jeszcze życzliwi ludzie na świecie. Tak bardzo uderza nas dziś w świecie, wręcz histeryczny krzyk aby tylko używać tego świata, a tak mało dawać do niego. Książkę wydałem we własnym zakresie, tak jak umiałem, bo iść z tym do jakiegoś wydawnictwa to strata czasu. Wydają tylko poczytne książki znanych autorów. Nie mniej wydaje mi się, że odniosłem sukces, jeśli przeczytało tę książkę jakieś 20 osób, bo do tylu tylko dotarłem. Książka ma na pewno jakieś wady, bo jest pisana amatorsko. Zaletą jej jest szczerość, może trochę fantazja, otwarcie się na drugiego człowieka, heroiczność i miły klimat. Z tego co wiem od odbiorców pochłonęli ją bardzo szybko, więc zachęcony tym dziś przedstawiam ją Wam, drodzy moi odbiorcy tego bloga. A jest Was może jeszcze nie wielu. Trochę ukrytych duszek zagląda do mnie, za co bardzo dziękuję. Trochę odważyło się napisać komentarz, też bardzo dziękuję. A teraz do rzeczy: krótka prezentacja i urywek tekstu.
NOTKA O KSIĄŻCE:
Romantyczna historia wędrówki przez Polskę Mateusza z synem Filipem po niespodziewany skarb.
Opowieść o przyjaźni i spełnieniu marzeń tak bardzo poszukiwanych w naszym życiu.
Format A5, stron 96
Ireneusz Czarnucha
Odnaleziony skarb
Kraków 2018
Rozdział I
PRZYGOTOWANIE DO WYPRAWY
Wiadomość
o zapomnianym spadku dotarła do Mateusza wtedy, kiedy najbardziej tego
potrzebował. Nigdy nie żył w dobrych
relacjach ze swoją ciocią Zuzanną, siostrą ojca, choć ta darzyła go dobrymi
względami. Ciocia, a był zdziwiony, że
właśnie jemu, zapisała sporą część swojego majątku. Jego sytuacja materialna
obecnie była nie najlepsza. Brakowało mu wszystkiego, zarabiał nie wiele, a
miał na utrzymaniu syna. Dlatego też bardzo się ucieszył, że „kochana”
ciocia pomyślała o nim i przeznaczyła
dla niego część swojego majątku. Większą część dostała jej rodzina najbliższa. A było to już jakiś czas
temu, więc tym bardziej zdziwił się, że teraz dostał wiadomość, że jemu też
należy się spadek. Dokładnie nie było wymienione ile pozostawia mu ciocia
Zuzanna, bo tego dowie się po przybyciu
na miejsce, ale na pewno można było liczyć na sporą sumkę, bo jak wiedział,
ciocia była bogata. Papierowy testament nie wymieniał konkretnej sumy, ale było
zapisane tak: „dla mojego kochanego bratanka Mateusza As-Zawiadowskiego
zostawiam i zapisuję wyposażenie mojego domu letniskowego w Pobórce Wielkiej,
jak i cały dom z gruntami i lasem przyległym” z jednym zastrzeżeniem, „odbiór
osobisty”. Domyślał się, dlaczego tak zastrzegła ciocia w testamencie? Chodziło
jej oto aby na pewno dotarł do niego spadek, a na swojej rodzinie nie za bardzo mogła polegać. Dlatego chciała,
aby Mateusz sam pofatygował się do letniej rezydencji w Pobórce Wielkiej i
osobiście dopilnował odbioru części należnego spadku. Z tego, co wiedział dom
był skromny, ale przestronny z pełną wygodą i bogatym wyposażeniem. Choć była
to typowa letnia „dacza”, była wyposażona w stylowe meble, obrazy i różne tam
antyki. Cieszył się niezmiernie, że cały ten
spadek poprawi mu jego trudną sytuację materialną. Wychowanie i
kształcenie syna pochłaniało dużo wydatków, a sam nie mając bardzo popłatnej
pracy zmagał się z biedą. Żona jego Wioletta zmarła jakiś czas temu,
zostawiając go z synem Filipem i nie wielkim zabezpieczeniem na przyszłość. On,
choć jeszcze w sile wieku lat 38 nie bardzo umiał zarabiać duże pieniądze, a
syn będąc w liceum miał dopiero 15 lat i zaspokojenie jego potrzeb wymagało
wiele wysiłku. Mieszkali skromnie w Rzeszowie dużym mieście na południu Polski.
I teraz sprawa odbioru darowizny po cioci wymagała wiele zachodu. Jak ma
odebrać należny spadek nie przerywając pracy, a syn szkoły? Na podróż jakimś
środkiem lokomocji nie było ich stać. Zostawić syna, rzecz niemożliwa. Filip
był bardzo przywiązany do niego i pozostawić go samego na dłuższy czas było –
niemożliwe. Postanowił, że po odbiór spadku pójdą razem
w pieszej wędrówce, a lato i okres wakacji będzie najlepszą ku temu
okazją. Zawsze synowi obiecywał jakąś wyprawę poznawczą, a teraz nadarzała się dobra sposobność.
Należało przedsięwziąć odpowiednie przygotowania. Do okresu letniej przerwy w
szkole, i jego pracy, było jeszcze trochę czasu, więc do odbycia wyprawy po
„skarb” można było się dobrze przygotować. ...
Jeśli ktoś byłby zainteresowany zakupem książki proszę o kontakt e-mail przez mój profil.
Subskrybuj:
Posty (Atom)